Nie wyszedł mi ten rozdział. Jest strasznie przesłodzony i w
ogóle. Ale trudno, wena gdzieś zniknęła. Przepraszam za błędy i zapraszam do
czytania.
Proszę o komentarze.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Leżałem na kanapie w pokoju wspólnym gryfonów i starałem się
na nowo przywołać sen. Całą wczorajszą noc świętowaliśmy wygraną w meczu z
krukonami. Była wielka balanga, trochę ognistej no i… film mi się urwał.
- Cześć braciszku! – zawołała Marie przysiadając się obok
mnie na fotelu. Przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na nią spod przymrużonych
powiek. Moja siostra uśmiechała się szeroko, a jej oczy błyszczały wesoło. W
ręku trzymała nowy blok rysunkowy i pudełko kredek.
- Możesz być ciszej- jęknąłem odwracając się do niej
plecami.
- Ktoś tu chyba ma kaca- dziewczynka roześmiała się głośno
jednocześnie sprawiając, że ból głowy uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.
Wykorzystując jak najmniejszą ilość energii, wziąłem do ręki jedną z poduszek i
z całej siły rzuciłem nią w stronę jedenastolatki. Ta jednak uniknęła ciosu i
dalej chichrając się pod nosem siłą ściągnęła mnie z kanapy. Przeklinając
Merlina, Godryka, Salazara, Rovenę, Helgę, Dumbledora i wujka Pottera, dałem
się zaciągnąć do Wielkiej Sali gdzie czekało już śniadanie.
Mimo kiepskiego samopoczucia to tak naprawdę cieszyłem się,
że w końcu spędzę z Marie trochę czasu. Od czasu zniknięcia taty miałem tyle
zmartwień, tyle rzeczy do przemyślenie, że w końcu zapomniałem o młodszej
siostrze. A przecież kiedyś spędzaliśmy ze sobą tyle czasu. Razem
przekradaliśmy się przez bariery ochronne na farmie i podglądaliśmy pracę
smokerów. To właśnie ona pomogła mi wymyśleć prezent urodzinowy dla Asi kiedy
nie mogłem na nic wpaść. Od zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
- Mamy bardzo ważną sprawę do obgadania- zaczęła smarując
sobie tosta masłem.
- A niby co takiego się stało? – zapytałem dłubiąc widelcem
w jajecznicy. Głowa nadal mnie bolała, ale po wypiciu dwóch szklanek lodowatej
wody, poczułem się trochę lepiej.
- Jak dobrze wiesz- moja siostra uśmiechnęła się chytrze –
Niedługo, bo już za dwa tygodnie, jest bal Walentynkowy.
- No i? – wzruszyłem ramionami. Wiedziałem, że prędzej czy
później dyrekcja będzie musiała coś zorganizować, ale czy będzie to w
Walentynki czy w dzień Świstka mało mnie to obchodziło.
- To, że ja nie mogę iść bo jestem za młoda nie znaczy, że
ty masz iść sam- obruszyła się Marie wymachując nożem. Przełknąłem ślinę. Ta
mała i ostre narzędzie to złe połączenie.
- Coś sugerujesz?
- Otóż- skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się
triumfująco- Masz czterdzieści osiem godzin na zaproszenie Olivii na ten bal.
- A dlaczego Olivii?
- A dlaczego nie?
- A dlaczego tak?
Dziewczynka przewróciła oczami przybierając minę która
wskazywała, że uznaje mnie za idiotę.
- Na logikę rzecz biorąc- zaczęła- Nie udałoby mi się zmusić
cię do zaproszenia jakiejś prawie obcej ci dziewczyny. Z tych które znasz
bardzo dobrze została tylko Olivia bo w Susan podkochuje się Fred, a do Juli
maślane oczka robi taki jeden puchon z siódmej klasy.
- A dlaczego ja w ogóle mam iść na ten bal? – zapytałem.
- Och, po prostu to zrób- powiedziała Marie robiąc „słodkie
oczka”. – Proszę…
- Niech ci będzie- machnąłem ręką. Moja siostra poderwała
się ławki i piszcząc jak małe dziecko rzuciła mi się na szyję.
Mina McGonagall była niezapomniana.
∞∞∞∞∞∞
Ja burza wpadłem do swojego pokoju. Moich drogich kuzynów
nie było, Rade spał pochrapując cicho, a Lucas leżał na łóżku i coś czytał.
- Rade, przyjacielu ty mój!- wykrzyknąłem ściągając kołdrę z
chłopaka.
- Mnie też miło cię widzieć, Alex- mruknął ze złością
szukając okularów.
- Musisz mi pomóc – powiedziałem przysiadając na skraju
swojego łóżka. – To małe coś co podobno jest moją siostrą, kazało mi zaprosić
Olivie na bal walentynkowy. A ja się zgodziłem!
- I w czym takim mam ci pomóc- zapytał drapiąc się po
głowie.
- Chodzi o to- zacząłem- że ty, jako taki super hiper
czytelnik, na pewno wiesz jak się do tego zabrać. W tych książkach na pewno coś
jest na ten temat – spojrzałem na mojego przyjaciela błagalnym wzrokiem.
- Po pierwsze nie czytam romansideł. Po drugie nie mam
pojęcia jak się do tego zabrać, sam ma podobny problem. Po trzecie, zapytaj
Lucasa! – krzyknął wskazując na blondyna który
zaciekawieniem przysłuchiwał się naszej jakże ciekawej konwersacji
- A niby dlaczego? – zapytałem zdziwiony. Rade uśmiechnął
się chytrze i poprawił okulary.
- Otóż twój drogi przyjaciel- zaczął chłopak- Wczoraj, po
skończonym meczu, zapytał twoja siostrę czy pójdzie z nim na bal.
- Naprawdę? – popatrzyłem zdziwiony na Lucasa. Ten,
przybrawszy iście pomidorowy kolor twarzy, pokiwał szybko głową.
- Po prostu podchodzisz, zdajesz pytanie i albo się zgadza
albo nie- blondyn wzruszył ramionami. Prychnąłem. Dla niego zawsze wszystko
jest proste. Dostanie się do drużyny, zdanie bardzo dobrze egzaminów,
zaproszenie dziewczyny na bal… No, ale jego ojciec jest wojskowym raczej bardzo
życia mu nie komplikował.
- A ty nie masz zamiaru nikogo zaprosić? – zwróciłem się do
Rade.
- Jest taka krukonka- zaczął nieśmiało - Alison Benetry, i
tak myślałem…
- Dobra, nie było pytania – podniosłem ręce do góry.
Czując, że nic więcej nie wyciągnę z chłopaków zszedłem do
Pokoju Wspólnego mając nadzieje znalezienia tam Asi. Miałem zamiar zapytać ją
czy to z Lucasem to prawda. Zamiast tego, na dole, zastałem kilku chłopców z
pierwszej klasy, których imion nie pamiętałem, jedną z trzecioklasistek Kleo i…
Olivie. Przełknąłem ślinę i niepewnie podszedłem do dziewczynę, która siedziała
przy jednym ze stolików i czytała jakąś książkę.
- Co czytasz? – zapytałem starając się ukryć zdenerwowanie.
- Smoki zagrożone.
Dlaczego znikają? – odpowiedziała lekko podnosząc książkę bym mógł zobaczyć
okładkę. Na policzkach przyszłej smokerki lśniły delikatne rumieńce, a oczy
błyszczały wesoło. Zawsze tak wyglądała gdy rozmowa schodziła na smoki. Moja
siostra twierdziła, że ja i tata, mamy podobnie, ale na pewno nie wyglądamy tak…
uroczo. Alex, ogarnij się, zaczynasz wariować.
- Newtona Scamandera? Nie czytałem – zagryzłem wargę
próbując wymyśleć coś jeszcze.
- Wyszła nie dawno, wydanie pośmiertne. Babcia dała mi z
okazji Świąt – wyjaśniła. Myślałem, że teraz wróci do czytania książki lecz jej
wzrok utkwiony był we mnie. Odetchnąłem głęboko starając się przypomnieć
wszystko co kiedyś słyszałem o rozmowach z dziewczynami.
A kiedyś było tak łatwo! Jeszcze parę tygodni temu mogłem
rozmawiać z Olivia zupełnie normalnie. Gadaliśmy o smokach, ofertach i możliwościach
pracy na różnych farmach, o denerwujących nauczycielach. Jedynym tematem
jakiego nigdy nie poruszaliśmy byli nasi rodzice. Jedynym wyjątkiem był wieczór
zaraz po powrocie do Hogwartu. Siedzieliśmy wtedy w bibliotece i dokładnie
omawialiśmy każdy możliwy powód dla którego Christie ich porwał. Nic nie
wymyśliliśmy.
W końcu, próbując opanować zdenerwowanie, usiadłem obok i
nie patrząc w jej oczy zapytałem:
- Pójdziesz ze mną na bal?
Spoko rozdział ;D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na następny :)