piątek, 13 marca 2015

Rozdział 14- Alex


Nie wyszedł mi ten rozdział. Jest strasznie przesłodzony i w ogóle. Ale trudno, wena gdzieś zniknęła. Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania.

Proszę o komentarze.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Leżałem na kanapie w pokoju wspólnym gryfonów i starałem się na nowo przywołać sen. Całą wczorajszą noc świętowaliśmy wygraną w meczu z krukonami. Była wielka balanga, trochę ognistej no i… film mi się urwał.

- Cześć braciszku! – zawołała Marie przysiadając się obok mnie na fotelu. Przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek. Moja siostra uśmiechała się szeroko, a jej oczy błyszczały wesoło. W ręku trzymała nowy blok rysunkowy i pudełko kredek.

- Możesz być ciszej- jęknąłem odwracając się do niej plecami.

- Ktoś tu chyba ma kaca- dziewczynka roześmiała się głośno jednocześnie sprawiając, że ból głowy uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Wykorzystując jak najmniejszą ilość energii, wziąłem do ręki jedną z poduszek i z całej siły rzuciłem nią w stronę jedenastolatki. Ta jednak uniknęła ciosu i dalej chichrając się pod nosem siłą ściągnęła mnie z kanapy. Przeklinając Merlina, Godryka, Salazara, Rovenę, Helgę, Dumbledora i wujka Pottera, dałem się zaciągnąć do Wielkiej Sali gdzie czekało już śniadanie.

Mimo kiepskiego samopoczucia to tak naprawdę cieszyłem się, że w końcu spędzę z Marie trochę czasu. Od czasu zniknięcia taty miałem tyle zmartwień, tyle rzeczy do przemyślenie, że w końcu zapomniałem o młodszej siostrze. A przecież kiedyś spędzaliśmy ze sobą tyle czasu. Razem przekradaliśmy się przez bariery ochronne na farmie i podglądaliśmy pracę smokerów. To właśnie ona pomogła mi wymyśleć prezent urodzinowy dla Asi kiedy nie mogłem na nic wpaść. Od zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

- Mamy bardzo ważną sprawę do obgadania- zaczęła smarując sobie tosta masłem.

- A niby co takiego się stało? – zapytałem dłubiąc widelcem w jajecznicy. Głowa nadal mnie bolała, ale po wypiciu dwóch szklanek lodowatej wody, poczułem się trochę lepiej.

- Jak dobrze wiesz- moja siostra uśmiechnęła się chytrze – Niedługo, bo już za dwa tygodnie, jest bal Walentynkowy.

- No i? – wzruszyłem ramionami. Wiedziałem, że prędzej czy później dyrekcja będzie musiała coś zorganizować, ale czy będzie to w Walentynki czy w dzień Świstka mało mnie to obchodziło.

- To, że ja nie mogę iść bo jestem za młoda nie znaczy, że ty masz iść sam- obruszyła się Marie wymachując nożem. Przełknąłem ślinę. Ta mała i ostre narzędzie to złe połączenie.

- Coś sugerujesz?

- Otóż- skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się triumfująco- Masz czterdzieści osiem godzin na zaproszenie Olivii na ten bal.

- A dlaczego Olivii?

- A dlaczego nie?

- A dlaczego tak?

Dziewczynka przewróciła oczami przybierając minę która wskazywała, że uznaje mnie za idiotę. 

- Na logikę rzecz biorąc- zaczęła- Nie udałoby mi się zmusić cię do zaproszenia jakiejś prawie obcej ci dziewczyny. Z tych które znasz bardzo dobrze została tylko Olivia bo w Susan podkochuje się Fred, a do Juli maślane oczka robi taki jeden puchon z siódmej klasy.

- A dlaczego ja w ogóle mam iść na ten bal? – zapytałem.

- Och, po prostu to zrób- powiedziała Marie robiąc „słodkie oczka”.  – Proszę…

- Niech ci będzie- machnąłem ręką. Moja siostra poderwała się ławki i piszcząc jak małe dziecko rzuciła mi się na szyję.

Mina McGonagall była niezapomniana.

∞∞∞∞∞∞

Ja burza wpadłem do swojego pokoju. Moich drogich kuzynów nie było, Rade spał pochrapując cicho, a Lucas leżał na łóżku i coś czytał.

- Rade, przyjacielu ty mój!- wykrzyknąłem ściągając kołdrę z chłopaka.

- Mnie też miło cię widzieć, Alex- mruknął ze złością szukając okularów.

- Musisz mi pomóc – powiedziałem przysiadając na skraju swojego łóżka. – To małe coś co podobno jest moją siostrą, kazało mi zaprosić Olivie na bal walentynkowy. A ja się zgodziłem!

- I w czym takim mam ci pomóc- zapytał drapiąc się po głowie.

- Chodzi o to- zacząłem- że ty, jako taki super hiper czytelnik, na pewno wiesz jak się do tego zabrać. W tych książkach na pewno coś jest na ten temat – spojrzałem na mojego przyjaciela błagalnym wzrokiem.

- Po pierwsze nie czytam romansideł. Po drugie nie mam pojęcia jak się do tego zabrać, sam ma podobny problem. Po trzecie, zapytaj Lucasa! – krzyknął wskazując na blondyna który  zaciekawieniem przysłuchiwał się naszej jakże ciekawej konwersacji

- A niby dlaczego? – zapytałem zdziwiony. Rade uśmiechnął się chytrze i poprawił okulary.

- Otóż twój drogi przyjaciel- zaczął chłopak- Wczoraj, po skończonym meczu, zapytał twoja siostrę czy pójdzie z nim na bal.

- Naprawdę? – popatrzyłem zdziwiony na Lucasa. Ten, przybrawszy iście pomidorowy kolor twarzy, pokiwał szybko głową.

- Po prostu podchodzisz, zdajesz pytanie i albo się zgadza albo nie- blondyn wzruszył ramionami. Prychnąłem. Dla niego zawsze wszystko jest proste. Dostanie się do drużyny, zdanie bardzo dobrze egzaminów, zaproszenie dziewczyny na bal… No, ale jego ojciec jest wojskowym raczej bardzo życia mu nie komplikował.

- A ty nie masz zamiaru nikogo zaprosić? – zwróciłem się do Rade.

- Jest taka krukonka- zaczął nieśmiało - Alison Benetry, i tak myślałem…

- Dobra, nie było pytania – podniosłem ręce do góry.

Czując, że nic więcej nie wyciągnę z chłopaków zszedłem do Pokoju Wspólnego mając nadzieje znalezienia tam Asi. Miałem zamiar zapytać ją czy to z Lucasem to prawda. Zamiast tego, na dole, zastałem kilku chłopców z pierwszej klasy, których imion nie pamiętałem, jedną z trzecioklasistek Kleo i… Olivie. Przełknąłem ślinę i niepewnie podszedłem do dziewczynę, która siedziała przy jednym ze stolików i czytała jakąś książkę.

- Co czytasz? – zapytałem starając się ukryć zdenerwowanie.

- Smoki zagrożone. Dlaczego znikają? – odpowiedziała lekko podnosząc książkę bym mógł zobaczyć okładkę. Na policzkach przyszłej smokerki lśniły delikatne rumieńce, a oczy błyszczały wesoło. Zawsze tak wyglądała gdy rozmowa schodziła na smoki. Moja siostra twierdziła, że ja i tata, mamy podobnie, ale na pewno nie wyglądamy tak… uroczo. Alex, ogarnij się, zaczynasz wariować.

- Newtona Scamandera? Nie czytałem – zagryzłem wargę próbując wymyśleć coś jeszcze.

- Wyszła nie dawno, wydanie pośmiertne. Babcia dała mi z okazji Świąt – wyjaśniła. Myślałem, że teraz wróci do czytania książki lecz jej wzrok utkwiony był we mnie. Odetchnąłem głęboko starając się przypomnieć wszystko co kiedyś słyszałem o rozmowach z dziewczynami.

A kiedyś było tak łatwo! Jeszcze parę tygodni temu mogłem rozmawiać z Olivia zupełnie normalnie. Gadaliśmy o smokach, ofertach i możliwościach pracy na różnych farmach, o denerwujących nauczycielach. Jedynym tematem jakiego nigdy nie poruszaliśmy byli nasi rodzice. Jedynym wyjątkiem był wieczór zaraz po powrocie do Hogwartu. Siedzieliśmy wtedy w bibliotece i dokładnie omawialiśmy każdy możliwy powód dla którego Christie ich porwał. Nic nie wymyśliliśmy.

W końcu, próbując opanować zdenerwowanie, usiadłem obok i nie patrząc w jej oczy zapytałem:

- Pójdziesz ze mną na bal?

1 komentarz: