Pierwsze co zobaczyłam po obudzeniu się był kafel.
Przynajmniej tak mi się wydawało dopóki moje oczy nie przyzwyczaiły się do
światła. To co na początku wydawało mi się piłką teraz było rudą czupryną mojej
kochanej kuzynki Dominiq.
- Gdzie ja jestem? – zapytałam.
- Od czterech dni na łóżku w Skrzydle Szpitalnym-
odpowiedziała uśmiechając się szeroko i przeciągając ręką po krótko obciętych
włosach- Strasznie trudno się do ciebie dostać. Bez przerwy ktoś obok ciebie
siedział w razie jakbyś się obudziła. Najczęściej twoi przyjaciele, a
szczególnie ten Lucas. Ja jestem tu po raz pierwszy- wyjaśniła.
- A co się dokładnie stało? – chyba jeszcze nie do końca
kontaktowałam z otoczeniem.
- Oberwałaś dwoma tłuczkami na raz, spadłaś z miotły i
prawie walnęłabyś głową o ziemie gdyby nie ci dwaj chłoptasie.
- Ale wygraliśmy? – uznajcie mnie z wariatkę. Od czterech
dni jestem nie przytomna, a jedyne co mnie interesuje to Qudditch. Brawo!
- Pewnie! – moja kuzynka prychnęła poprawiając swój
ślizgoński krawat idealnie komponujący się z czarną, skórzaną kurtką i czarnymi
glanami- Zresztą bardzo dobrze, bo założyłam się z Louisem o wynik meczu. Mój
kochany braciszek wisi mi pięć galeonów- uśmiechnęłam się delikatnie słysząc tę
informację, ale zaraz tego pożałowałam. Ból głowy wybuchnął z nową siłą.
Jęknęłam cicho i przekręciłam głowę w stronę nie dużej szafki nocnej na której
stała masa słodyczy, parę książek i podręcznik do zaklęć dla klasy siódmej. Jak
widać Dominiq chciał pożytecznie spędzić czas tutaj.
- Och, panno Weasley, obudziła się pani- do sali weszła pani
Pomfrey.
- Dzień dobry prze pani! – ślizgonka stanęła na baczność i
przykładnie zasalutowała. Pielęgniarka tylko wywróciła oczami po czym zwróciła
się do mnie:
- Jak się czujesz kochanieńka?
- Dobrze proszę pani- odpowiedziałam-Mam pytanie. Czy jest
możliwość sprowadzenia tu mojego rodzeństwa? – zapytałam słabo.
- Oczywiście- pani Pomfrey klasnęła w ręce- Lekcje już się
skończyły więc nie ma problemu. Dominiq idź poszukać swoich kuzynów- rudowłosa
zgodziła się niechętnie po czym wzięła z szafki swoją książkę i wyszła z Sali
mrucząc coś o wykorzystywaniu uczniów i wielkości zamku. Zaśmiałam się w duchu
słysząc narzekanie Domi. I to jest moja rodzina!
Przez kolejne dziesięć minut nasza szkolna pielęgniarka
przeprowadziła na mnie co najmniej tysiąc różnych badań i pewnie
przeprowadziłaby jeszcze drugie tyle gdyby nie moje kochane rodzeństwo które
zdyszane wpadło do sali.
- Nareszcie się obudziłaś- powiedział Alex próbując złapać
oddech.
- Też miło was widzieć- uśmiechnęłam się drwiąco.
- To może ja was zostawię samych- Pani Pomfrey szybkim
krokiem udała się do swojego pokoiku głośno stukając przy tym obcasami. W duchu
podziękowałam jej za to. Chciałam na spokojnie porozmawiać z moim bratem i
siostrą na temat paru ważnych spraw.
- Muffiato-
wymruczał Alex nieznacznie machając różdżką. Spojrzałam pytająco na Marie, a ta
tylko kiwnęła głową. Czyli, że Ali ( nie Al, Al to Albus) robi dobrze.
- Dobra. To co się działo kiedy byłam nieprzytomna? –
zapytałam usadawiając się wygodnie. Alex i Marie wymienili ze sobą lekko
pytające spojrzenia po czym na zmianę zaczęli mi opowiadać co się stało. Z
każdym kolejnym zdaniem moje oczy robiły się większe, a pytania mnożyły się z
prędkością światła. Do kogo należał
skrawek materiały? Czego ten ktoś chce od mojego ojczulka? I dlaczego porywa
tylko tych smokerów z rady Gildii?
- Wujek Colin nie chciał żebyśmy powiedzieli aurorom o tym,
że wszyscy zasiadają w radzie? Wiecie może z jakiego powodu? – zapytała Marie
rozpuszczając warkocz. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam „mocy” więc nigdy za
bardzo nie interesowałam się sprawami organizacji.
- Ja wiem- Alex poderwał się z krzesła i zaczął przechadzać
się przed moim łóżkiem- Gildia jest organizacją prawie tajną. Ma wpływ na wiele
spraw na tym świecie, a przywódcy państw liczą się z jej zdaniem. Wydaje mi
się, że wujek nie do końca ufa aurorom i nie chciał zdradzać im wszystkiego.
- To ma sens- zmarszczyłam brwi- Wszystko trafia do akt, a
kto wie kto je czyta. Znajdzie się jakiś wariat który zmanipuluję któregoś z
pozostałych zasiadających i zawładnie światem. Tak to nikt nie wie o sposobie
kierowania organizacją. Gildia Smoków jest bezpieczna- moja siostra pokiwała
głową na znak, że rozumie i gładko zmieniła temat. Przez następne pół godziny
rozprawialiśmy o Qudditchu i zbliżającym się Święcie Duchów. Właśnie kłóciłam
się z moim bratem o to czy dyrektorka zorganizuje z tej okazji bal gdy do sali
wpadli moi przyjaciele w ilościach pięciu sztuk. Nie wiem czy oni to wcześniej
ćwiczyli czy po prostu tak wyszło, ale cała piątka w tym samym czasie stanęła
na baczność, uśmiechnęli się szeroko i pomachali do mnie. Wybuchnęłam śmiechem
widząc to przedstawienie.
- To ja może wyjdę. Nie zamierzam wylądować w psychiatryku-
moja siostra ulotniła się szybko wywołując kolejny napad śmiechu u mnie i moich
przyjaciół.
- Słyszałaś najnowszą plotkę? – zapytała Susan siadając w
nogach łóżka- Twoja droga kuzynka Rose i młody Malfoy chodzą ze sobą.
Na początku ta informacja mną wstrząsnęła. Malfoy i Weasley-
czy szanowny wujek Ron to wytrzyma? Kiedy minął pierwszy szok na mojej twarzy
wykwitł szeroki uśmiech. Przecież taki związek sprawi, że każdy zjazd rodzinny będzie
ciekawy. Już nie mogę się doczekać widoku miny wujka Rona jak się dowie. Zaraz,
chwila, przecież nasza kochana Rose jest zbyt nieśmiała żeby przyznać, że kocha
Scora.
- Alex maczałeś w tym palce? – spojrzałam pytająco na brata.
- No może trochę z Albusem im pomogliśmy- chłopak wyglądał
na trochę zmieszanego.
- Trochę? – prychnął Rade- Na własne oczy widziałem jak zmusiliście
biednego Malfoya do wręczenia kuzynce kwiatów.
- No dobra- Alex uniósł recę w geście poddania- Al prosił
mnie żebym mu pomógł bo sam nie da rady, a James, cytuję, „Może i jest moim
bratem, ale nadal jest skończonym głąbem”- wszyscy roześmialiśmy się głośno
wywołując Panią Pomrey z jej gabinetu.
- Dosyć tych odwiedzin. Panna Weasley musi wypocząć-
zarządziła pielęgniarka wyganiając wszystkich moich przyjaciół z sali. Fajnie!
Zostałam sama.
O rany, jak napomknęłaś o tym "zjeździe rodzinnym" to uśmiechnęłam się szeroko. MUSISZ coś takiego napisać, założę się, że będzie się działo! (tak w ogóle fajnie piszesz, przyjemnie się czyta)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie: http://mallaroy.blogspot.com/
Zgadzam się z wypowiedzią powyżej. No bo jeśli na zjeździe byłby syn Draco to on też musiałby być. Ron, Ginny i jakby jeszcze byłaby ciotka Rona... ale poza tym rozdział ok i już nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta Gildia. Fajny pomysł naprawdę.
Dobrze też, że nie pędzisz z akcją. Wielki plus masz u mnie za to:)
Kochana, nie chciałam spamić, ale nie znalazłam zakładki ze spamem :(
OdpowiedzUsuńTwój blog przeczytam z wielka checią, ale jak znajdę chwilke czasu, bo obecnie nie bardzo jestem w stanie...
Zauważyłam, że komentowałaś mój blog jakiś czas temu i zastanawiam się, czy chciałabyś wpaść i poczytać nowe rozdziały? :D Jeśli tak i chcesz być informowana na przyszłość o każdym nowym rozdziale, to proszę, napisz mi o tym ;)
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Trochę nie do końca rozumiem pomysłu tej Gildii - no to w końcu organizacja jest tajna czy nie? Jak by nie patrzeć, nie może być całkiem tajna i nikomu z zewnątrz nie znana, bo wie o niej "każdy dzieciak z farmy" i trudno by było utrzymać tajemnicę. Więc wyglądałoby na to, że jest tak tajna, jak powiedzmy ABW - wiadomo że jest sobie takie stowarzyszenie smokerów, że się zajmują różnymi sprawami, w razie czego można o tym informację znaleźć w różnych źródłach i wysłać list do jakiegoś przedstawicielstwa, natomiast tajemnicą byłoby co też konkretnie jest w niej robione w tych wewnętrznych kręgach. To by wypadało wiarygodniej - że wiadomo, że coś takiego jest i nie jest to tajemnicą, ale nie każdy wie co robią.
OdpowiedzUsuń