sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 10 - Asia


Wiem, że mnie długo nie było i przepraszam za to. Nie będę się usprawiedliwiać, ale niestety nie miałam żadnej motywacji. Zero komentarzy mało wejść. Ludzie ja naprawdę liczyłam na jakiś czytelników. Przedstawiam wam jednak kolejny rozdział i liczę na odzew.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bielutki śnieg osiadł na barierze chroniącej bisko Qudditch przed zimnem, tworząc coś na wzór śnieżnej kopuły. Z zewnątrz musiało to wyglądać naprawdę pięknie, ale ja niestety już po pięciu minutach przestała zwracać uwagi na piękne widoczki. Mimo zaklęcia ogrzewającego trening był wyjątkowo wyczerpujący. James ubzdurał sobie, że jeśli nie będziemy dużo ćwiczyć  przed świętami to po powrocie do szkoły Krukoni pokonają nas bez większego problemu. Ani narzekania rodzeństwa, ani prośby Lucasa nie odciągnęły go od pomysłu by wycisnąć z nas całą energię. Po prawie dwóch godzinach latania tam i z powrotem z kaflem, unikania tłuczków i utrzymywaniu się na miotle miałam szczerą ochotę walnąć kochanego kuzynka w ten jego rozczochrany łeb.

- Słuchaj James… - zaczął Jake.

- My wiemy, że tobie bardzo zależy na tym meczu… - dołączyła do brata Maya

-Ale naprawdę…

- Mógłbyś…

- Dać nam spokój!!

James popatrzył na nich z dezaprobatą po czym odetchnął głęboko i starając się nie ponieść się emocjom wzniósł się w powietrze.

- Wiem, że was męczę- zaczął unosząc się nad naszymi głowami- Ale musicie wiedzieć jedną rzecz. Podczas tego meczu na widowni będą trenerzy takich drużyn jak Zjednoczeni z Puddlemere, Osy z Wimbourne czy Harpie z Holyhead- kiedy wymieniał ostatnią drużynę spojrzał znacząco na mnie i Maye.

- Tak wiemy to wszystko – powiedział Lukas posyłając Jimowi mordercze spojrzenie- Ale to nie znaczy, że musisz nas tak zamęczać. Dobrze wiesz, że z całej naszej siódemki tylko ty i Jake macie w planach być zawodowymi graczami, a z tego co wiem federacja wyraźnie zaznacza, że w reprezentacjach nie może grać nikt poniżej szesnastego roku życie.

- Wiem. Ale ja kończę w styczniu siedemnaście lat i muszę, po prostu muszę się dostać do którejś drużyny- zawołał posyłając nam błagalne spojrzenie. Maya wzniosła oczy ku niebu po czym wsiadła na miotłę, podleciała do mojego kuzyna i chwytając za skraj szaty ściągnęła na dół.

- A teraz drogi kapitanie- zaczęła cały czas trzymając szatę Jamesa- skończysz trening i pójdziesz napić się czegoś ciepłego. Naprawdę nie będziemy latać lepiej jeśli się przeziębimy.

Jim popatrzy na mnie błagalnie jakby myślał, że mu pomogę, ale nie widząc mojego poparcia poddał się ścigającej i puścił nas wolno.

Ucieszeni, że w końcu skończyła się ta masakra pobiegliśmy do szatni by szybko się przebrać i udać się na kolacje. Gdy powolnym krokiem szłam przez błonia do zamku dołączył do mnie Lukas.

- Mam do ciebie pytanie- zaczął blondyn przygryzając wargę- Jak w tym roku u ciebie ze świętami?

Popatrzyłam na niego zdumiona tym, że w ogóle zadał to pytanie. Przecież wie, że mam tak dużą rodzinę, że spokojnie ktoś mnie, Alexa i Marie przygarnie. Szczególnie na Boże Narodzenie.

- Chyba normalnie- powiedziałam wzruszając ramionami- To znaczy będzie trochę inaczej bo tata gdzieś zniknął, więc pewnie ze stacji odbiorą mnie dziadkowie.

- Acha spoko, bo ja się tak zastanawiałem… - jego ton stał się coraz bardziej płochliwy- A wiesz co już nic naprawdę.

- Acha spoko – stwierdziłam po czym zastanawiając się nad zachowaniem przyjaciela pobiegłam w stronę szkoły.

∞∞∞∞∞∞

Pociąg wtoczył się powoli na peron 9 i ¾. Przetarłam oczy starając się odgonić zmęczenie.  Po tym jak przez całą noc nie mogłam zasnąć musiałam  spróbować przespać się w pociągu. Średnio mi to wyszło.

- Asia, Alex, Marie! – zawołała babcia Molly gdy w końcu udało nam się ją znaleźć. W takim tłumie trudno było zobaczyć kogokolwiek, a babcia nie była zbyt wysoka. Dodatkowo kiedyś rude włosy teraz były siwe co w zestawieniu z smutnym spojrzeniem jakie obdarzyła naszą trójką, tylko potegowało efekt mega kochającej babci.

- Cześć babciu- powiedziała moja siostra przytulając się do starszej kobiety. Ta nie mała nic przeciwko i z całej siły uściskała wnuczkę. Ja i Alex postanowiliśmy wybrać opcje bez przytulasów i cały czas uśmiechając się szeroko podążyliśmy do jednego z kominków. Stacje przyłączono do sieci Fiuu dopiero w tym roku, ale już coś nawalało i działała tylko połowa kominków. Nic więc dziwnego, ze za nim w końcu dostaliśmy się do Nory, babcia zdążyła się po użalać nad tym jacy jesteśmy chudzi, wypytać nas dokładnie o to co się działo przez ostatnie pół roku w Hogwarcie ( jakby nie wiedziała) i jak radzimy sobie z nauką. O dziwo ani razu nie wspomniała o tacie i najprawdopodobniej ni poruszyłaby tego tematu gdyby tuż przed wejściem do kominka nie złapał nas wujek Percy i ciocia Audrey.

Wszyscy dobrze wiedzieli, że wujek lubi znać spojrzenie na sprawę wszystkich stron więc kiedy tylko nas zobaczył zaczął zadawać mnóstwo pytań podobnych do tych jakie zadają aurorzy. Ciocia Audrey, która z wykształcenia była magiczną psycholożką dziecięcą, dopytywała się o nasze samopoczucie i odczucia względem całej sprawy. Całą trójka skrupulatnie odpowiadaliśmy na te pytania choć po dam koniec ja miałam szczera ochotę zatłuc kogoś patelnią, a spojrzenie Alexa mogło zabijać.

Jedyna osobą nie wyglądającą na zmęczoną była Marie. Uśmiechnięta od ucha do ucha starała się zanudzić wujostwo swoja paplaniną. Był to stary chwyt wymyślony jeszcze kiedy ja byłam mała i miał za zadanie tak zirytować słuchaczy by dali sobie spokój.

Tym razem działania mojej siostry osiągnęły swój cel i w końcu wymęczeni stanęliśmy w salonie Nory.

- Będziecie spać w starym pokoju bliźniaków- powiedziała babcia- Potem jeszcze wpakujemy tam Louisa, ale to dopiero w święta. Teraz możecie iść się rozpakować, a za chwile zawołam was na kolacje. Na pewno jesteście głodni po tak długiej podróży. Zresztą i tak musicie mi wiele poopowiadać. Harry co prawda o wszystkim stara się mnie informować, ale wy na pewno macie jakieś ciekawostki o których nie wiedzą aurorzy…

∞∞∞∞∞∞

Gdy ma się dwanaścioro kuzynów, pięcioro wujków, pięcioro cioć i jeszcze dwójkę rodzeństwa, święta wyglądają bardzo ciekawie. Najpierw, jakieś dwa tygodnie przed świętami następuje podział obowiązków. Każda część rodzinki dostaje jakaś potrawę do zrobienia i albo ją zrobi albo narazi się na gniew babci. Kiedy w końcu uda nam się jakoś zebrać spotykamy się wszyscy w Norze, w magicznie powiększonym salonie gdzie stoi ubrana przez dzieci choinka. Mimo wejścia w wiek nastoletni większość młodych Weasleyów i Potterów ( a także jeden Lupin) nadal uważa przystrajanie drzewka za super zabawę. Ułożenie i kolor bombek jest jednym z najczęstszych powodów kłótni. Ten rok nie był wyjątkiem.

- Lilka! – krzyk Albusa poniósł się po całym domu- Ile razy mam ci powtarzać, że małe bombki wieszamy na górze, a duże na dole!

- Sto tysięcy?- młoda Potterówna uśmiechnęła się do brata i cały czas chichocząc zmieniła położenie dużej, gadającej kuli.

- Al, daj jej spokój- powiedziałam mocując się z jakimś wyjątkowo upartym łańcuchem- Lepiej pomóż Rose.

- Chyba masz racje- powiedział mój kuzyn patrząc na dziewczyna która blada jak inferius rozkładała talerze. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że przerażenie wywołuje u niej myśl o ewentualnej rozmowie o młodym Malfoyu, która na pewno prędzej czy później nastąpi.

- Jak myślisz – zaczęła czternastoletnia Lucy podchodząc do mnie z całą masa pierniczków- Ile czasu minie zanim wujek Ron wybuchnie?

- Nie wiem- odpowiedziałam- Może w ogóle nie wybuchnie.

- To nie możliwe- stwierdził Alex który akurat przechodził obok- Wszyscy wiedzą, że najbardziej na świecie wujaszek nie cierpi Malfoyów chyba jeszcze bardziej niż pająków.

- Biedna Rose- powiedział stojący na drabinie Teddy który dotychczas tylko przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Normalnie jak w Romeo i Juli- stwierdziła Victoria wchodząc do salonu. – To taka mugolska książka- dodała widząc nasze zdezorientowane spojrzenia.

Moi kuzyni podyskutowali jeszcze trochę o związku Weasley- Malfoy, książkach mugoli i innych bzdetach po czym zawołani przez babcie zasiedliśmy do stołu. Przez kolejne dwadzieścia minut salon wypełniony był przyjaznymi rozmowami, brzęczeniem sztućców i pokrzykiwaniem by ktoś podał sól, a ktoś inny pieprz. Mimo braku jednej osoby atmosfera była wyjątkowo naturalne, wręcz przyjazna. Obyło się bez współczujących spojrzeń i wypytywania mnie i moje rodzeństwo o tatę, za co byłam mojej rodzince wdzięczna.

Właśnie byłam w trakcie rozmowy z Jamesem na temat zbliżających się mistrzostw świata, gdy sześcioletnia Roxana, córka wujka Georga i cioci Angeliny, przerwała tą sielankę.

- Mamo, a gdzie jest wujek Charlie? – zapytała mała. Rozmowy przy stole nagle ucichli. Wszyscy wpatrywali się niepewnym wzrokiem w talerze nie do końca wiedząc co powiedzieć. Mieli nadzieje, że obędzie się bez tego typu pytań i pozory sielanki uda się utrzymać do samego końca imprezy. Jednak nikt nie wziął pod uwagi takiego mało znaczącego czynnika jakim jest małe dziecko.

Pierwszy ocknął się wujek Harry. Poprawił okulary, przejechał dłonią po wiecznie sterczących włosach i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Jednak szybko je zamknął by gwałtownie podnieść się z miejsca i podbiec do kominka. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę by zobaczyć co wywołało takie poruszenie.

W kominku, miedzy zielonymi płomieniami widać było twarz aurora Nicolasa.

- Musisz natychmiast przybyć do biura, szefie- zaczął bez rządnych ceregieli- To mega ważne.

- Dobrze za chwile będę- powiedział zdenerwowanym głosem wujek.

- Nie ma mowy! – zaprotestowała ciocia Ginny podchodząc do męża- Nie będziesz pracować w święta.

- A to ważne Ginn. Powiedziałem Nicolasowi żeby informował mnie tylko i wyłącznie w razie czegoś związanego z sprawa Charliego.

To ostatecznie przesadziło sprawę. Wujek zniknął w kominku, a cała reszta rodziny jakby jednogłośnie straciła apetyt. Wszyscy rozsiedli się w salonie i zajęli się rozmową jakby oświadczając, że nie ruszą się  stamtąd dopóki nie przyjdą jakieś wieści o tacie. Po krótkie wymianie zdań z ciocią Hermioną wujek Ron także udał się kwatery aurorów mówiąc, ze jak tylko się czegoś dowie to poinformuje żonę przez dwukierunkowe lusterko.

Ja sama nie do końca wiedziałam co o tym myśleć. Jednocześnie cieszyłam się, że jesteśmy coraz bliżej znalezienia taty, a z drugiej strony bałam się, że kiedy wujaszkowie wrócą nie będą mieć dla nas dobrych wieści. Przeciwnik wydawał się wyjątkowo groźny, a ja nie chciałam sobie tego uświadomi. Pragnęłam wierzyć, że wszystko dobrze się skończy, że znów będzie jak dawniej. Jednak nie byłam już małym dzieckiem i musiałam przyjąć bolesną prawdę.

Po prawie dwóch godzinach oczekiwań Marie oświadczyła, że idzie spać. Zabrała swój nowy blok rysunkowy, kredki i na nikogo nie patrząc pobiegła do naszego pokoju. Chwile później w jej ślady poszła mocno już zmęczona Roxana, a po niej kolejni członkowie rodziny.

- Nie jesteś śpiąca? – zapytał się mnie Teddy zarzucając mi na ramiona koc. Pokręciłam przecząco głową i wróciłam do wpatrywania się w płomienie. Lupin mruknął cos pod nosem po czym usiadł obok i zaczął opowiadać mi o różnych śmiesznych wydarzeniach w św. Mungu gdzie pracował. Nie przeszkadzało mi to. Już dawno zauważyłam, że rozmowa z Tedem, czy chociaż samo przebywanie z nim to idealne lekarstwo na wszelkie troski. Dawno temu zdałam sobie sprawę, że ten chłopak może choć trochę mnie rozumieć, że wie co czuje. Sam stracił rodziców gdy był niemowlęciem, a w wieku dziesięciu lat był świadkiem śmierci własnej babci. Nic więc dziwnego, że jakoś się dogadywaliśmy.

- Zawsze znajdziesz pomoc- wyszeptałam do siebie. Czułam, ze wszystko będzie dobrze.

 

6 komentarzy:

  1. Kochana, masz przestać mi się tu uzalać, że mało osób... że nie ma komentarzy... Bo ten blog jest zajefajny.! I chociaż nie jestem wielką fankfanką Harrego Pottera i nie ogarniam niektórych zagadnień, to zakochałam się w tym blogu i czekam na kolejny rozdział. Bez wymówek. Łap wenę i pisz. Jak wiwidzisz jest 3:15 w nocy a ja czytam... Czekam na rozdział 11. A jak nie, to wiem gdzie cie szukać... PS. Jak ogarniesz czyi to kom. To daj znać. Mam parę pytań dotyczących bohaterów. I powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi przykro, ale muszę odmówić wykonania szablonu. Szukałam całe 3 dni rudowłosej dziewczynki i nie znalazłam nic ciekawego. Nie mam już siły dalej szukać, wybacz
    land-of-grafic

    OdpowiedzUsuń
  3. Luno, jesteś genialna, po prostu to jest piękne.Najbardziej podobał mi się moment, kiedy wszyscy ubierali choinkę i zasiadali do stołu. To było genialne. Wysłałem ci na meila zdjęcie dla Reda, więc zobacz na nie. Najbardziej podobała mi się Lilka, jest świetna.Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Luno, jesteś genialna, po prostu to jest piękne.Najbardziej podobał mi się moment, kiedy wszyscy ubierali choinkę i zasiadali do stołu. To było genialne. Wysłałem ci na meila zdjęcie dla Reda, więc zobacz na nie. Najbardziej podobała mi się Lilka, jest świetna.Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń