poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 11 - Alex


Około drugiej w nocy obudził mnie huk. Powoli, klnąc na czym świat stoi wygrzebałem się z łóżka i starając się nie nadepnąć na Louisa wyszedłem na korytarz. Wszędzie, jak okiem sięgnąć panowała ciemność. Jedynie pojedyncze promienie światła z salony oświetlały stare, drewniane schody jakby zachęcając do zejścia po nich. Przyciszone głosy mojego wujostwa i kuzynów dochodziły z wyższych pięter i z pokoi obok. Pojedynczy członkowie rodziny wychodzili z sypialni by tak jak ja zobaczyć co wywołało hałas. Wujek Percy przecierał skrawkiem koszuli nocnej swoje okulary, a ciocia Hermiona maltretowała pasek od starego, niebieskiego szlafroka. U szczytu schodów pojawiły się bliźniaczki Molly i Lucy w towarzystwie Lily oraz Rose z którymi dzieliły pokój. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych i lekko przerażonych.

- Co się stało? – zapytała zaspanym głosem Marie przyciskając się między mną, a framugą drzwi. Wzruszyłem ramionami dając jej do zrozumienia, że wiem tyle samo co ona. Moja siostra przewróciła oczami po czym mijając członków rodziny szybko zeszła na dół. Pobiegłem za nią uważając by nie spaść ze schodów. Kątem oka widziałem innych podążających za nami. Gdy stanęliśmy w oświetlonym światłem kominka salonie musieliśmy wyglądać jak wielka, przerażająca rodzinna z horrorów. Szczególnie, że obrazek który ujrzeliśmy na pewno nie wyglądał na normalny. Wujek Harry klęczał na puchatym dywanie i mamrocząc pod nosem zaklęcia próbował naprawić stary, porcelanowy wazon. Stojący pod ścianą Teddy ze śmiechem przypatrywał się Victorii która przybrawszy pozę typową dla każdej Weasley’ówny próbował przekonać wujaszka Rona, że powinien pozwolić jej zobaczyć jego rany. W końcu była na ostatnim roku studiów na Międzynarodowej Akademii Magomedycznej i wszyscy wróżyli jej wielką karierę.

- Ratujecie mnie z tego domu wariatów!- zawołała Asia gdy tylko nas zobaczyła. Na ramiona miała zarzucony stary, czerwony koc, a zaczerwienione od płaczu oczy wyrażały totalne przerażenie.

- Co tu się na brodę Merlina stało?!- wykrzyknęła babcia załamując ręce.

- Nic poważnego. Poradzimy sobie- powiedział wujek Harry podnosząc się z podłogi.

- Harry Jamesie Potterze- ciocia Ginny przepchała się przez całą stojącą w drzwiach rodzinkę i z rękami na biodrach wymownym wzrokiem wpatrywała się w męża- Mów zaraz coście nabroili albo od jutra śpisz na kanapie.

- Ależ siostrzyczko- stryjek Ron próbował załagodzić sytuacje, ale widząc karcące spojrzenie ciotuni Hermiony szybko dał sobie spokój.

- Może zrobimy w ten sposób - Marie uśmiechnęła się najsłodziej jak potrafiła- Usiądziemy sobie wszyscy spokojnie, babcia zaparzy herbatę i w spokoju  wysłuchamy co jedyni, jak na razie, aurorzy w rodzinie mają nam do powiedzenia.

Lekko zdziwiony, z błąkającym się na twarzy uśmiechem, usiadłem na wysłużonym fotelu. Obok mnie na oparciu przysiadła Asia. Reszta rodzinki rozsiadła się w różnych miejscach w salonie z n niepokojem wyczekując historii wujaszków.

- Zacznijmy od początku – powiedział szef biura aurorów biorąc od babci kubek z herbatą- Jakiś czs temu udało nam się odkryć powiazanie między porwaniami smokerów, a niejakim Johnem Christie- popatrzyłem na wujka jak na hipogryfa tańczącego kankana. Przecież John Christie był kiedyś jednym z członków rady smokerów. Został usunięty ze stanowiska po tym jak pokłócił się z algierskim ministrem magii. Zhańbiony opuścił jedną z farm w Kanadzie i słuch po nim zaginął.

- Jak się okazało- kontynuował za przyjaciela wujek Ron- Kawałek materiału który znaleźliśmy pochodzi z pewnego rodzaju kurtek zimowych produkowanych w Kanadzie. Jednak ponad sześć lat temu wycofano je z produkcji by zastąpić zupełnie nowym modelem. Stary rodzaj prawie całkowicie znikł głównie dlatego, że kurtki były produkowane tylko dla smokerów.

- Sprawdziliśmy ile kanadyjskich pogromców smoków ma jeszcze gdzieś na stanie ten rodzaj ubioru. Namierzyliśmy sto osób z czego sprawdziliśmy dziewięćdziesiąt. Pozostała dziesiątka była nieuchwytna.

- Mieliśmy dziesięciu podejrzanych i z żadnym z niech nie udało nam się skontaktować- wujek Harry dopił resztę herbaty- sprawa wyglądała beznadziejnie. Jednak jakiś miesiąc temu wszystko się zmieniło. Analizowaliśmy właśnie „zamach” na jedną z uczennic Hogwartu niejaką Olivie, kiedy nasi koledzy z Hiszpanii powiadomili nas o podobnym zdarzeniu w tamtejszej szkole Los Rojos. Przy niejakim Carlosie Servantesie znaleziono też małą karteczkę z napisanym jednym zdanie „On nie jest ostatni”. Pod spodem znajdowały się inicjały J.C.

- Od tego czasu dokładnie sprawdzaliśmy każdy trop dotyczący Christie. Ale dzisiaj nastąpił przełom. Do biura przyleciała mała sówka. W dziobie trzymała kartkę z współrzędnymi jakiegoś miejsca i prośbą o ratunek- wujek Ron jednym ruchem opróżnił nieduży kieliszek Ognistej Wiskey którą przyniósł dziadek.

- Ale to nadal nie wyjaśnia coście dzisiaj robimy- ciotunia Ginny popatrzyła na męża morderczym wzrokiem wywołując na twarzach reszty rodzinki drobne uśmiechy.

- Właśnie mieliśmy do tego dojść- powiedział wujek Harry- Jak zapewne się domyśleliście od razu sprawdziliśmy tamto miejsce. Jednak nic nie znaleźliśmy.  Mimo tego ustawiliśmy patrol by cały czas kontrolował tamten teren. Dzisiaj nastąpił przełom. W pewnym momencie, ni stąd ni zowąd pojawiła się jakaś wyspa, a na niej wielki, szary budynek podobny do Azkabanu. To właśnie tam byliśmy przez ostatnie parę godzin. Niestety z wyjątkiem paru dokumentów i jednego przerażonego strażnika niczego nie znaleźliśmy- wstał dając do zrozumienia, że to koniec wyjaśnień.

- Jednakże udało nam się odkryć parę ciekawych rzeczy- powiedział wujek Ron patrząc na nas z uśmiechem. – Ale szczegóły poznacie jutro. Lepiej żebyście byli wyspani. Czeka nas mała wycieczka do ministerstwa.

Wszyscy lekko zawiedzeni, zaczęliśmy się kierować w stronę naszych pokoju. Choć większość moich kuzynów wyglądała na zmęczonych to ja sam dobrze wiedziałem, że szybko nie zasnę. Po mojej głowie wciąż krążyło masę pytań bez odpowiedzi. Jednak były dwa które zdecydowanie wybijały się na przód.

Po co mamy iść jutro do ministerstwa?

I gdzie na brodę Merlina jest tata?

∞∞∞∞∞

Mimo świątecznej, urlopowej pory, w ministerstwie panował jako taki tłok. Razem z Asią i Marie przepychaliśmy się przez tłum ludzi próbują dostać się do Departamentu Służb Aurorskich. Z jakiegoś nieznanego na m powodu, wujek Harry stwierdził, że lepiej będzie jeśli pójdzie tylko nasza trójka. Oczywiście słysząc taką wiadomość, reszta rodziny gwałtownie zaprotestowała, ale szybko przestali się dopytywać dlaczego tak ma być. To oczywiste, że aurorzy muszą mieć jakiś powód by tak postąpić. Ujawnią go gdy tylko będą chcieli.

- Wiele tu się nie zmieniło od naszej ostatniej wizyty- powiedziałem rozglądając się po głównym holu. Mimo upływu lat i wielu przeczytanych książkach nadal nie mogłem zrozumieć co jest w nim takiego niezwykłego. Dobra, muszę przyznać, że wielkość pomieszczenia była imponująca. Dwadzieścia metrów wysokości, ponad pięćdziesiąt wysokości. Nie można było powiedzieć, że brytyjskie ministerstwo było mało. Jednak w porównaniu z siedzibą francuskich, rumuńskich lub chociaż niemieckich, nie robiło większego wrażenia. Na ścianach nie było malowideł, pod sufitem nie wisiały kryształowe żyrandole, a jedyną większą ozdobą była stara, podniszczona fontanna z skrzatem bez kawałka ucha i czarownicą bez nosa.

- Imię i nazwisko? – znudzona kobieta w średnim wiek popatrzyła na mnie zza okularów połówek. Jak widać praca osoby notującej kto wszedł i kto wyszedł z ministerstw nie była jakoś bardzo ciekawa.

- Alex Weasley- odpowiedziałem spokojnie. Kobieta zanotowała coś szybko i nie podnosząc głowy znad kawałka pergaminu zapytała:

- Cel wizyty?

- Ee…

- Oni są ze mną Julio- wujek Harry uśmiechnął się miło przybierając minę „jestem dobry i na pewno nie chcę wysadzić niczego w powietrze”. Osiągnęło to zamierzony skutek i niecałe pół godziny później całą trójką staliśmy w Sali konferencyjnej biura aurorów.

- Mugolska technologia- zdziwiła się Marie widząc wiszący na ścianie ekran i parę nowoczesnych komputerów pod ścianą. – A co to tutaj robi?

- Za pomocą tych komputerów łączymy się z satelitami i łatwiej jest nam namierzyć różne osoby- wyjaśnił wujek Ron siadając przy długim, drewnianym stole. Oprócz nas i wujków  w pomieszczeniu nie było nikogo. Tylko na ekranie jednego z komputerów leniwie migało logo służb aurorskich.  Gdzieś z góry dochodziły do nas odgłosy kłótni w Departamencie Przestrzegania Prawa, a mały, papierowy samolocik krążył nad głową wujka Harrego.

- Pewnie zastanawiacie się po co tu jesteście- zaczął stryjek Potter poprawiając okulary. – Otóż w aktach które wczoraj znaleźliśmy odkryliśmy pewną informacje… - w tym momencie na największym ekranie pojawiła się twarz jakiegoś czarodzieja. Mężczyzna wydawał się być na skraju wyczerpania. Rude włosy opadały mu tłustymi pasmami do ramion, a oczy nie miały żadnego wyrazu. Wyglądał jakby głodzono go od wielu dni.

Dopiero po chwili zorientowałem się kto patrzy na nas z ekranu. Poderwałem się z krzesła i z niedowierzeniem wpatrywałem się w monitor. Moje siostry zareagowały podobnie. Bo przecież nie widzieliśmy taty od miesięcy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zapraszam do komentowania.

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że wróciłaś! Rozdział na prawdę fajny. Czekam na następny. :)
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej. Ale nie wyjaśnili skąd ten huk. Domyślam się że to miało związek ze strąceniem wazonu. Jedno zdanie o nieostrożności po ciemku i byłbym kontent.

    "promienie światła z salony oświetlała" - raczej "promienie światła z salonu, oświetlały"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiłam błąd. Niby czytam teksty przed wysłaniem, ale czasami czegoś nie zauważę.
      Jeśli chodzi o huk to chciałam żeby czytelnik sam wywnioskował skąd się wziął. Wazon był opcją najoczywistrzą.

      Usuń
  3. To jeszcze takie coś mi wpadło w oko: "- Ratujecie mnie z tego domu wariatów!- zawołał Asia gdy tylko nas zobaczyła." - raczej "zawołała Asia" bo tak zmieniasz jej płeć. W poprzednich rozdziałach widziałem coś podobnego.

    OdpowiedzUsuń