poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 12 - Marie


Niedowierzenie, przerażenie i szczęście. Te trzy uczucia mieszały się w mojej głowie i wywracały mój mózg na drugą stronę. Chcąc trochę ochłonąć usiadłam na jednym z dwudziestu biurowych krzeseł po czym odetchnęłam parę razy. Spojrzałam na Asię która sparaliżowana wpatrywała się w duży ekran. Nie wyglądała najlepiej. Twarz miała bladą, a jej szczęka drgała spazmatycznie.

- Tata? – zapytał cicho Alex.

- Nie mam dużo czasu- tata spojrzał przez ramię jakby chciał zobaczyć czy ktoś nie idzie. Znajdował się w jakimś małym pokoju przypominającym celę. – Mam nadzieję, że to nagranie nie wpadnie w niepowołane ręce. Muszę w nim wszystko wyjaśnić, ale będę się sprężać- odetchnął głęboko.  Lekko zdenerwowana postukałam opuszkami palców o blat długiego stołu. – Za porwaniami i tą całą aferą stoi John Christie. Jest on także odpowiedzialny za ataki na dzieci smokerów. Ma też coś wspólnego z tym co się stało sześć lat temu…. – w tym momencie obraz taty zaczął się rozmazywać by chwile później zamienić się w szary, szumiący obraz. Wujek Harry rzucił do stojącej w kącie konsoli i zdesperowany próbował przywrócić połączenie.

- Cholera! – wujek walnął pięścią w klawiaturę. – Badziewne, mugolskie ustrojstwo.

- Co to wszystko ma znaczyć? – zapytałam patrząc to na rodzeństwo to na aurorów.

- Nagranie wiele wyjaśnia- powiedział wujek Ron. – Ale o co chodziło z tym sześć lat później?

- Mama- Asia usiadła gwałtownie i schowała twarz w dłoniach. Ja sama niewiele rozumiałam z tego co się dzieje i co z tym wszystkim wspólnego ma mama. Zginęła w ataku terrostycznym gdy byłam bardzo mała i średnio ją pamiętam. Za to dobrze wiedziałam, że mojej siostrze bardzo jej brakowało.

- Tacie chyba chodziło o tę bombę w metrze- wyjaśnił Alex. – Według niego za tym też stoi Christie Ale dlaczego…

- …. atakuje dzieciaki? – zapytałam siebie samą.  Spojrzałam pytającym wzrokiem na otaczających mnie ludzi. Zauważyłam, że Nicolas przygryza ze zdenerwowaniem wargę.

- Może… zrobimy sobie pół godziny przerwy- zaproponował młody auror. Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami. Nie patrząc na resztę wstałam szybko i wyszłam z pomieszczenia. Musiałam trochę odetchnąć, a do tego miałam małą misje do wykonania. 

Oczywiście dobrze wiedziałam, że widok jedenastoletniej dziewczynki plączącej się po korytarzach ministerstwa może wzbudzić podejrzenia. Jednak zdawałam sobie sprawę, że to najprawdopodobniej jedyna okazja żeby zdobyć to czego potrzebuje.

Jeszcze przed wyjazdem na święta, razem z Sofią i Kate ustaliłyśmy jakie materiały są nam potrzebne by udowodnić niewinność Glizdogona.  Pierwszą, podstawową rzeczą była stara jak Merlin książka o magii starożytnej pozwalającej kontrolować ludzi lepiej niż za pomocą zaklęcia Imperio. Jedyny jej egzemplarz znajdował się w Magicznej Bibliotece Narodowej której siedziba była właśnie tu, w Ministerstwie. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o małym, mugolskim aparacie pożyczonym od Kate.

Korzystając z wiszących na ścianach map, przedarłam się przez kilka pięter i po niecałych dziesięciu minutach znalazłam się w olbrzymim pomieszczeniu całym wypełnionym regałami z książkami. Szybkim krokiem pokonałam drogę dzielącą mnie od interesującego mnie działu i zaczęłam szukać odpowiedniej pozycji. Po paru sekundach zadowolona wysunęłam dosyć cienką książkę oprawioną w gruby zielony papier. Na okładce, złotymi literami wyhaftowany był tytuł „Zapanować na umysłem”. Szczęśliwa wyjęłam aparat i najszybciej jak umiałam zaczęłam robić zdjęcia. Właśnie kończyłam gdy usłyszałam jak ktoś się zbliża. Wsunęłam księgę na miejsce, schowałam urządzenie do kieszeni i uśmiechnęłam się szeroko gdy zza rogu wyłoniła się starsza kobieta jak widać bibliotekarka.

- A co ty tu robisz kochanie? – zapytała czarownica poprawiając okulary połówki.

- Zgubiłam się – powiedziałam starając się wyglądać jak najpewniej. – Szukam wujka, pracuje w dziale aurorów- spojrzałam na starszą panią moim najsłodszym wzrokiem. Ta tylko machnęła ręką nakazując bym do niej podeszła po czym powiedziała:

- Prosto do końca korytarza, potem dwa piętra do góry, w prawo, miniesz dział zgłoszeń, skręcisz w lewo i będziesz na miejscu- wyjaśniła. Podziękowałam jej uprzejmie po czym pobiegłam w wskazanym kierunku śmiejąc się pod nosem. Dłoń cały czas trzymałam na ukrytym w bluzie aparacie.

Weszłam do jednej z wind. O dziwo była zupełnie pusta. Widząc to dałam się w końcu ponieść emocją i zapiszczałam z radości. Byłam o krok bliżej do wypełnienia udowodnienia niewinności Petera. A do tego tata żył! Wszystko szło w optymistycznym kierunku.

Klasnęłam w ręce i w tej chwili stało się coś niezwykłego. Na końcu moich palców pojawiły się delikatne, czerwone płomyki, a winda nagle stanęła. Przestraszona cofnęłam się gwałtownie i wpadłam na pulpit kontrolny wciskając jeden z przycisków. Rozległ się ogłuszający alarm, a wiszące pod sufitem lampy zaświeciły zielonym światłem.

Wzięłam parę głębokich wdechów by się uspokoić. To nic takiego, zwykła awaria. A jednak… Te płomienie były bardzo podejrzane. Zdawałam sobie sprawę, że może być to pierwsze objawy zdolności panowania nad ogniem, jednak z tego co wiedziałam pojawiały się one dopiero koło czternastego roku życia. Zresztą zawsze wydawało mi się, że akurat ja na pewno smokerką nie zostanę. Byłam raczej spokojna i choć nie miałam nic do smoków to nie wyobrażałam sobie spędzenia reszty życia w ich towarzystwie. Oczywiście nie musiałam w przyszłości zajmować się gadami. Mogłam zostać kimkolwiek mi się podoba. Prawnikiem, klownem, reporterką Proroka Codziennego. Każdym! Jednak…

To wszystko wydawało się coraz bardziej skomplikowane, a od odgłosów alarmu zaczęła mnie boleć głowa. Zamknęłam na chwilę oczy by spróbować odciąć się od świata. Średnio mi to wyszło, ale w tym momencie winda ruszyła. Poderwałam się z ziemi i starając się przybrać neutralna minę stanęłam przed drzwiami.

- Marie, tu jesteś! – krzyknął Alex gdy urządzenie w końcu stanęło.

- Była jakaś awaria- powiedziała stojąca obok niego Asia. – Nie wiedzą jeszcze co ją spowodowało, ale badają sytuacje – W tej chwili między dwójka mojego rodzeństwa przepchnął się wujek Harry. Okulary miał lekko przekrzywione, a na czole widniały kropelki potu.

- Nie chcę wam przerywać tej wyjątkowo ciekawej dyskusji- zaczął – ale natychmiast musicie wracać do biura. Uzgodniliśmy coś bardzo ważnego.

Wymieniliśmy zdumione spojrzenia po czym biegiem udaliśmy się w wskazane miejsce. Czekali już tam na nas pozostali dwaj aurorzy.

- Niestety mamy dla was złą wiadomość- zaczął Nicolas- Nie udało nam się namierzyć urządzenia z którego nagranie zostało wysłane. Przypuszczamy też, że zostało ono nagrane przed naszą wczorajszą akcją.

- Jednak- wujek Ron uśmiechnął się delikatnie- Mamy parę nowych tropów i musimy je zbadać. Jednak ze względu na to, że Christie najprawdopodobniej planuje kolejne zamachy na dzieci smokerów…

-… kiedy tylko wrócicie do Hogwartu będziecie mieć kategoryczny zakaz opuszczania go, chyba, że w grupie co najmniej sześcioosobowej- dokończył wujaszek Harry. – Nie będziecie mogli też przyjechać na święta Wielkanocne.

- Ale jak to? – zbulwersowałam się. Święta Wielkanocne były jednym z najfajniejszych świąt w roku, było już ciepło i słonecznie, ale jeszcze nie upalnie więc przez cały dzień można było grać w Qudditcha.

- Niestety – szef aurorów popatrzył na nas zamglonym wzrokiem jakby coś sobie przypomniał-ale Hogwart jest teraz najbezpieczniej miejscem.

 

Mam nadzieję, że podobał się rozdział. Zapraszam do komentowania.

2 komentarze:

  1. "Ja sama niewiele rozumiała z tego " - rozumiałam
    "Oczywiście dobrze wiedziała, że" - wiedziałam
    "- Była jakaś awaria- powiedział stojąca obok niego Asia." powiedziała.

    Przeczytałem od początku cały blog i szczerze mówiąc, choć chwilami za bardzo pędzisz i przeskakujesz a niektóre wątki można by rozwinąć, to jednak piszesz całkiem nieźle. Opinie że blog jest dziwny, albo historia niespotykana biorą się chyba stąd, że jakby nie patrzeć 9/10 fanfików HP to młodzieżowe romanse, gdzie najważniejsze jest kto się w kim zakocha albo prześpi, dlatego dla wielu osób opowieść w której nie chodzi o miłość ani o seks może być nietypowa. A dla mnie to właśnie zaleta, że wątki romantyczne choć się pojawiają, nie są główną linią fabuły.

    Opowiadanie przypomina nieco młodzieżową powieść przygodową, z dość obszernymi wątkami pobocznymi, i wychodzi mu to na dobre. Zwykle w amatorskich opowiadaniach pomija się tło,
    a wydarzenia nie mające związku z głównym wątkiem miłości czy przygody są streszczane, u ciebie mamy natomiast ładne opisy meczów, dobrze pokazane relacje z przyjaciółmi i co nieco na temat nauczycieli. Dlatego na tle setek innych fanfików twój wypada bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ci za tą bardzo obszerną opinie. Jesteś chyba pierwszą osobą która zostawiła tak długi komentarz na tym blogu. Naprawdę kiedy widzę takie komentarze to od razu pękam ze szczęścia. Bo to oznacza, że ktoś to jednak czyta.
    Zgadzam się z tobą, że niestety większość blogów o HP to opowiadania o miłości, najczęściej dramione lub sevmione. Mało jest opowiadań naprawdę oryginalnych i przemyślanych.
    Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń